środa, 26 marca 2014

"Śmiejący się policjant", czyli kryminał skandynawski.

Maj Sjowall, Per Wahloo
Śmiejący się policjant
Amber, 2010


To jest całkiem przeciętny kryminał. Statyczny i nudnawy. Zapowiada się interesująco, by później, z każdą przeczytaną stroną, coraz bardziej rozczarowywać. Wielka zbrodnia, w której ginie osiem osób, wymaga uważnego śledztwa. Dochodzenie toczy się w tempie ślimaczym, jakby obok zdarzeń z prywatnego życia sztokholmskich policjantów. Język powieści jest prosty, ascetyczny, obfituje w dialogi, co sprawia, że książkę czyta się błyskawicznie (w przeciwieństwie do tempa akcji).

To, co mnie urzeka  w skandynawskich kryminałach, odnalazłam w Śmiejącym się policjancie. Bohaterowie są zwyczajni, nie kandydują do miana superbohaterów. Jednak drażniła mnie ich ospałość i brak większego zainteresowania sprawą. Momentami denerwował również suchy, niemal kronikarski, styl opowiadania. Najpierw miałam wrażenie, że czytam raport z miejsca zbrodni, by w dalszej części zapoznać się z raportem z przeprowadzonego śledztwa.

Tak jak lubię Henninga Mankella i Camillę Lackberg, jak podobało mi się spotkanie z trylogią Millenium, tak niekoniecznie sięgnę po inne kryminały duetu Sjowall - Wahloo.
To, co jest interesujące z dzisiejszej perspektywy, to sposób prowadzenia dochodzenia bez użycia gadżetów. Nie istnieje ogólna baza DNA, dzwonić trzeba z budki telefonicznej i z telefonu stacjonarnego, nie ma dostępu do internetu. Przy braku poszlak rozwiązanie zagadkowego morderstwa nie może być proste. Jednak powoli, krok po kroku, grupa policjantów znajduje zbrodniarza i zamyka sprawę zbiorowego zabójstwa.
(Kryminał został napisany w 1968 roku)

poniedziałek, 24 marca 2014

"Przelot bocianów", czyli pożegnanie (niestety) z Zawrociem.

Hanna Kowalewska
Przelot bocianów
Zysk i S-ka, 2011


Powieść, która kończy cudowny cykl o  miejscu magicznym, zatopionym w przeszłości, gdzie najlepiej się myśli i odpoczywa. Zawrocie to dom z duszą, otoczony pięknym i bogatym w zieloność ogrodem. Podarowany Matyldzie, głównej bohaterce cyklu, z dobrodziejstwem inwentarza. Z rodzinnymi tajemnicami, z pretensjami, z pamiętnikiem babki Aleksandry...

Zdaję sobie sprawę z tego, że post dzisiejszy najbardziej zainteresuje i okaże się najbardziej zrozumiały dla tych, którzy spotkali się wcześniej z Matyldą. Nie da się opowiedzieć o ostatnim tomie cyklu bez powrotu do czterech pozostałych książek. Miłość do Zawrocia rodzi się od pierwszej części, od Tego lata, w Zawrociu - albo czytelnika zauroczy poetycka proza Hanny Kowalewskiej, albo styl autorki okaże się dla niego niestrawny. Język, jakim operuje jedna z moich ulubionych polskich pisarek, jest niezwykle malowniczy, barwny, bardzo sugestywny i soczysty. Czytelnik przenosi się na wieś, czuje zapach traw i słyszy ujadanie psów. Zawrocie ma w sobie wielką moc, przyciąga jak magnes. Akcja powieści toczy się również w Warszawie, ale to zaciszny dom wysuwa się na plan pierwszy. Dzieje się tak dlatego, że Matylda wciąż do Zawrocia wraca myślami, analizuje przeszłość i pamiętnik, pozostawiony przez zmarłą babkę.
Bo Matylda to niespokojny duch z pogmatwanym życiorysem. Mądra kobieta, której życie co rusz się rozpada, a ona próbuje rozsypane kawałki na nowo posklejać.

W ostatnim tomie bohaterka musi przewartościować codzienność, zmierzyć się z problemami zawodowymi i z własną siostrą. Fabuła Przelotu bocianów najmniej zanurza się w przeszłości. Matylda w nowej dla siebie sytuacji skupia się przede wszystkim na teraźniejszości i na dłużej wraca do Zawrocia, w którym pojawia się również ciotka, mieszkająca w Paryżu. Damę tę Matylda zna z opowieści i z listów babki. Ciotka okazuje się skarbnicą wiedzy o bliższej i dalszej rodzinie.

Hanna Kowalewska zaczarowała mnie przede wszystkim językiem powieści. Pierwszy tom cyklu pozostanie dla mnie najlepszą książką autorki, ale całą serię uwielbiam. Zakończenie sagi nie jest zaskakujące, życzyłam sobie, aby stało się tak, jak się stało. Szkoda tylko, że ten ostatni wątek nie zostanie rozwinięty.

środa, 19 marca 2014

Mali podróżnicy w Azji.

Anna i Krzysztof Kobusowie
Smoki i smoczki. Z dziećmi przez Azję
G+J,  2012


Miał być post o książkach dla starszych dzieci. O Zygmuncie Miłoszewskim, Barbarze Kosmowskiej, Ewie Karwan - Jastrzębskiej. Innym razem. Nie obiecuję, że następnym, ale na pewno kilkanaście słów na temat powieści, które czytam starszej córce się pojawi. Przyznam, że pisanie o literaturze dla dzieci i młodzieży bardzo zaniedbałam, a przecież przez nasz dom przewija się mnóstwo tytułów. Kiedy przeglądam ulubione blogi, traktujące o książkach dla młodszych czytelników, mruczę pod nosem, że czytałam, że lubię, że mogłam coś skrobnąć, ale... nie skrobnęłam. I dziś właśnie pomyślałam, że napiszę o dwóch powieściach i jednym zbiorze opowiadań autorstwa polskich pisarzy, ale po chwili przypomniałam sobie, że nie wspominałam jeszcze o azjatyckiej podróży Ani, Krzysztofa, Michasia, Stasia i Oli...

Lubię jak Anna Kobus pisze. Naprawdę lubię. Tak zwyczajnie, życiowo, z poczuciem humoru.
Mnie do podróży z dziećmi nie trzeba przekonywać. Nigdy nie uważałam, że to trudne czy wręcz niemożliwe do spełnienia doświadczenie. Każdą podróż postrzegam jako przygodę. Po Smoki i smoczki... sięgnęłam chętnie, ponieważ: lubię bardzo tę podróżującą rodzinę (o czym już nie raz i nie dwa wspominałam); ich wcześniejsza książka Namibia. 9000 km afrykańskiej przygody skradła moje serce; autorzy prowadzą fajny portal Mały podróżnik i całkiem sympatycznie opowiadają o swych wyprawach w kieszonkowej serii książeczek Mali podróżnicy w wielkim świecie (lubię, choć życzyłabym sobie nieco bardziej rozbudowanych relacji, ale rozumiem, że taki był pomysł wydawcy, więc pozostaje się cieszyć tym, co jest).

Anna i Krzysztof udowadniają, że dzieci i dwumiesięczna podróż po Azji równa się fajna przygoda. Odwiedzają Tajlandię, Birmę i Kambodżę. Wcześniej, w czasach bezdzietnych, Ania podróżowała po Azji i teraz odwiedza te same miejsca, patrząc na nie z zupełnie innej perspektywy. Z perspektywy dwulatka, którego zatrzymuje każdy kamyczek, który nie wie, jak ważnym zabytkiem kultury jest Angkor. Podróż wygląda inaczej przez sam fakt, że autorzy są rodzicami, a ich dzieci, podobnie jak dzieci Azjatów, machają nóżkami, sikają w restauracji, bezzębnie się uśmiechają. Tubylcy odpowiadają życzliwością i gościnnością.

Książka to nie tylko zbiór ważnych porad dotyczących podróżowania z dziećmi. To opis wspaniałej i ciekawej wyprawy. To kawałek historii każdego miejsca, do którego Kobusowie zawitali. Anna nie pomija milczeniem trudnych tematów - pisze o pracujących dzieciach, o kambodżańskich Polach Śmierci.

Wspólna podróż to piękna przygoda. Tysiące wspólnie spędzonych chwil. Otwieranie dziecięcych umysłów na inność, na rozmaitość kultur, języków, smaków. Rozbudzanie ciekawości. Radość i beztroska, bo w podróży jesteśmy wolniejsi (pod każdym względem), spokojniejsi, bardziej razem. Pełniej.

środa, 12 marca 2014

Słowotok.

Cieszy mnie kwietniowa premiera książki Osieckiej. To wznowienie. Czytałam Na początku był negatyw dawno temu. Czytałam i oglądałam. Uwielbiam.
Pożyczalscy idą w świat od dzisiaj w księgarniach. Piękne wydanie drugiego tomu pięciotomowej sagi o maleńkiej rodzince. Nie przestają mnie zachwycać książki dla dzieci.
Przestałam kupować książki. Wciąż lubię je otrzymywać. Bardzo. Mam listę tytułów, które kiedyś zamieszkają w naszym domu. Krótka ta lista, rzadko aktualizowana, bo i chęć posiadania książek dla samego ich posiadania mniejsza.
Jednak chciałabym krytykowane Obłokobujanie Patti Smith, jeszcze bardziej Fotobiografię Ryszarda Kapuścińskiego Macieja Sadowskiego, W syberyjskich lasach Tessona, Dno oka Nowickiego.
I dzienniki Susan Sontag najbardziej. Jakby z potrzeby duszy.
Myślę, że to skromna lista. Szczególnie, jeśli porównam ją z tymi, które tworzyłam kiedyś, w czasach książkowego zakupoholizmu.

Dwa dni temu widziałam film. Prawdziwy bardzo. Przewidywalny, ale nie uważam, że to jego wada. Film skrojony na miarę naszych czasów. Uświadamia wiele istotnych rzeczy, choć o tym wszystkim wiem, to i tak mnóstwo refleksji się pojawiło w trakcie seansu. Disconnect.
Wczoraj obejrzałam Pożegnanie z niewinnością. Nie wiem, może tak mnie tego typu filmy ruszają, bo mam córkę, która wkracza w wiek nastoletni i czuję, że problemy poruszone w obu filmach są ważne z tej perspektywy.
Rozczarowały mnie dwa obrazy, na które bardzo liczyłam, że staną się moje, takie bliskie. Melancholia i Na śmierć i życie. Ten pierwszy tylko momentami przykuwał uwagę i działał na emocje. Ten drugi zainteresował ze względu na obecność Allena Ginsberga i Jacka Kerouaca, ale okazał się mdły, bez wyrazu.
O dziwo, z wielkim zainteresowaniem oglądałam Wałęsę. Człowieka z nadziei. Nadal mam mieszane uczucia wobec Więckiewicza (jakoś nie umiem pana polubić), ale muszę przyznać, że jako Wałęsa był świetny.

Czytam teraz Dostatek Crummeya. Nie spotkałam negatywnej opinii na temat tej książki. Dla wszystkich recenzentów ta powieść to objawienie. A mnie się z tyłu głowy jedno zdanie tli: jak zachwyca, skoro nie zachwyca.

Idę obejrzeć Girls. Trzeci sezon. Uwielbiam ten serial.



poniedziałek, 10 marca 2014

Światu nie mamy czego zazdrościć...

Barbara Demick
Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej
Czarne, 2011


Brakuje słów na opisanie reportażu Barbary Demick. Myślałam, że coś wiem o Korei Północnej. Myliłam się.

Koreańska Republika Ludowo - Demokratyczna to miejsce, które zatrzymało się w czasie. Pruderyjne, przeraźliwie biedne, zacofane. Wrogie wszystkiemu i wszystkim. Zakłamane do bólu. Szare, smutne, wystraszone. Mieszkańcy Korei Północnej boją się zbuntować, ponieważ nie tylko oni poniosą tego buntu konsekwencje. Ucierpią również członkowie rodziny, więc lepiej cierpieć w samotności i udawać, że jest dobrze, a przywódca narodu to mądry władca.
W 1994 roku umarł Kim Ir Sen, Wielki Marszałek, bóg narodu, skrajny nacjonalista. O dziwo, większość mieszkańców opłakiwała jego śmierć, ludzie pytali, jak mają teraz żyć. Dlaczego głodni, pozbawieni pracy i godności Koreańczycy tak rozpaczali? Przecież Kim Ir Sen miał następcę - Kim Dzongila, więc państwu nie groziło bezprawie. Czy tak kochali starego władcę? I za co?
Człowiekowi, wychowanemu w kraju demokratycznym, otwartym, rozwiniętym trudno zrozumieć mentalność Koreańczyka z Północy. Należy pamiętać, że ów Koreańczyk nie zna innego świata, a od urodzenia karmiony był chorą ideologią, opartą na nienawiści wobec sąsiadów i zachodniego świata. Kim Ir Sen głosił, że Korea Płd. okryła się z hańbą z powodu uzależnienia od USA, Stany Zjednoczone to źródło wszelkiego zła, a od sąsiadów - Chin, Japonii, Rosji - KRLD jako kraj niemal wybrany powinna się odizolować. Mieszkańcy Korei Północnej nie znali innych prawd niż te, które zostały przefiltrowane przez rządzących krajem komunistów.

Reportaż Barbary Demick to przede wszystkim sześć historii, opowiedzianych przez ludzi, którzy uciekli z Korei Północnej, wzbogaconych o fakty historyczne. Książka opisuje czas po śmierci Kim Ir Sena, kiedy w kraju zapanował chaos, w wyniku którego wielu ludzi umarło z głodu i wzrosła liczba tych, którzy podjęli ryzyko ucieczki do Korei Płd. i do Chin.

Stolica Korei Północnej, Pjongjang, to jedyne miejsce odwiedzane przez cudzoziemców. To kawałek zafałszowanej rzeczywistości, zaimprowizowanej na użytek turysty. Mieszkańcy miasta to starannie wybrani Koreańczycy, którzy wyglądają właściwie i mają odpowiednią postawę ideologiczną. Muszą być reprezentatywni, by nie przynieść wstydu swemu przywódcy. 

Z naszej perspektywy historie, opowiedziane przez autorkę reportażu, są nieprawdopodobne. Szokują, momentami śmieszą (choć nie są zabawne), częściej przerażają i oburzają żyjącego w zupełnie innej rzeczywistości czytelnika.

- Przez trzy lata chodziliśmy, trzymając się za ręce - roześmiała się Mi-ran. Pocałowaliśmy się po następnych sześciu. Nic więcej nawet nie przyszłoby mi do głowy. Jak wyjeżdżałam z Korei Północnej, miałam dwadzieścia sześć lat i chociaż byłam przedszkolanką, nie wiedziałam, skąd się biorą dzieci (s.17)

Nie jestem w stanie opisać książki Światu nie mamy czego zazdrościć... Po jej lekturze nawet tytuł zyskuje okrutne oblicze. To jedna z tych historii, którą trzeba przeczytać. Mówi o rzeczach trudnych, ale w sposób przystępny. Czyta się jednym tchem. To genialnie napisany i bardzo ważny reportaż, opisujący kawałek świata, do którego nie mamy dostępu i o którym niemal niczego nie wiemy.

piątek, 7 marca 2014

Pojechane podróże.

Pojechane podróże. Szalone wyprawy trzech żywiołów
(zbiór relacji pod red. Marka Tomalika)
Pascal, 2012


Autorzy książki zapraszają do podróży, rozbudzają wyobraźnię, kuszą przygodą. Pasją opiekuna zbioru opowieści z podróży, Marka Tomalika, jest wyciąganie ludzi z domu. Ludzie chcą poznawać świat, ten daleki i ten najbliższy, ale często brakuje im odwagi, by postawić pierwszy krok w stronę nieznanego.
Fajnie o przygodach w podróży poczytać, jeszcze fajniej je przeżyć. Warto pamiętać słowa Marka Twaina, który słusznie prawił, że za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj. Przez dłuższy czas, ilekroć "wchodziłam" na stronę Małego Podróżnika (klik), czytałam te zdania i myślałam nad własnymi wyborami. Wczoraj natknęłam się na nie ponownie, przeglądając książkę Smoki i smoczki. Z dziećmi przez Azję Anny i Krzysztofa Kobusów. Uwielbiam tę podróżującą rodzinę, podobnie jak familię Albothów (klik), która kilka dni temu wyruszyła do Nowej Zelandii.
Dość dygresji, wracam do Pojechanych podróży...

Bohaterowie tych opowieści pragną świeżego powietrza i kontaktu z innymi mieszkańcami globu. To ludzie odważni, pomysłowi i otwarci na świat. Swą pasją i energią zarażają przyjaciół (i czytelników), a w problemach potrafią dostrzec pozytywną stronę. Przemierzają świat pieszo, na rowerze, konno, a nawet traktorem czy kolorową pakistańską ciężarówką. Wędrowanie, przemieszczanie się to ich pasja, ich sposób na życie. Relacje są różne, mniej i bardziej absorbujące, ale wszystkie teksty łączy chęć (czy też potrzeba) podzielenia się kawałkiem fajnej historii, która być może skłoni czytelnika do tego, by ruszyć z domu. Szkoda, że to tak naprawdę skrawek opowieści, ponieważ niektóre relacje to materiał na książkę. Wśród autorów są tacy, którzy wydali książki (Robb Maciąg, Marta Owczarek i Bartek Skowroński, Tomasz Grzywaczewski) i nie pozostaje mi nic innego, jak zanurzyć się na dłużej w ich opowieściach.

Pojechane podróże... to przedsmak przygody, to siedemnaście krótkich historii, które przenoszą czytelnika do fascynujących i pięknych miejsc. Po lekturze, z racji tego, że relacje są mocno skondensowane, pozostaje lekki niedosyt. To właściwie jedyny zarzut wobec tej książki. Warto posmakować i zachwycić się światem opisanym i sfotografowanym na licznych zdjęciach.

środa, 5 marca 2014

Filmy 3/2014

Sierpień w hrabstwie Osage (reż. John Wells, 2013)

Atmosfera filmu jest tak gęsta, duszna, przytłaczająca, że czułam się zmęczona po seansie. Sierpień w hrabstwie Osage to mocny, pełen gorzkich słów, bardzo smutny obraz rodziny. W tej rodzinie każdy próbuje być osobny, ale okazuje się, że można wyjechać na drugi koniec kraju i nadal męczyć się w toksycznym związku. Oglądałam ten film i nie mogłam się poruszyć. Dramatyzm poszczególnych scen jest tak naszpikowany emocjami, że widz czuje się poturbowany. W jednym miejscu spotyka się grupa bliskich sobie osób (przynajmniej za takie uchodzą), a każda z nich pielęgnuje własny neurotyzm, który jest następstwem życiowego niespełnienia. To, co najbardziej uderza w widza to wszechobecna agresja.
Senior rodu znika, co zmusza córki do przyjazdu do rodzinnego domu, by wesprzeć chorą matkę. Wyobrażamy sobie miłe, ciepłe spotkanie kobiet, które skoro nie widują się co dzień, są siebie spragnione. Tymczasem otrzymujemy pełne gniewu i krzyku wyrzuty, brak szacunku, brak więzi. Matka nie jest osobą łatwą, nie wzbudza pozytywnych uczuć. Jej relacje z córkami są bardzo toksyczne i nie sposób ich tłumaczyć chorobą czy uzależnieniem od leków. Cała rodzina jest zdrowo poturbowana, przez co nie potrafią współistnieć i nawiązać ze sobą normalnej (?) relacji. Momentami siostry są w stanie spokojnie porozmawiać, ale i tak po chwili kolejny kielich żalów zostanie wylany.
Na bardzo dobrą ocenę filmu składa się wiele czynników. Krytycy filmowi mają własne kryteria oceny. Ja krytykiem nie jestem i oglądając film liczę przede wszystkim na to, że nie pozostawi mnie obojętną, że mną wstrząśnie, że mnie wkurzy albo mnie zachwyci. Obraz ma wpływać na emocje i zmuszać do myślenia.
Po obejrzeniu filmu Sierpień w hrabstwie Osage czuję się poturbowana emocjonalnie. Po raz kolejny największe wrażenie zrobił na mnie film, w którym "tylko" gadają.

niedziela, 2 marca 2014

Komedia książki.

Istvan Rath - Vegh
Komedia książki
Ossolineum, 1994


Wyjątkowo zabawna i przerażająca lektura, pełna ciekawostek na temat życia książki i jej wyznawców. Kolejne rozdziały traktują o tytułach książek, o miłośnikach książek, o dziwactwach książkowej cenzury, o księgarzach, o literaturze jarmarcznej, grubiańskiej i religijnej. Okazuje się, że człowiek, który książki kocha, niekoniecznie je czyta. W dziejach kultury istnieli namiętni zbieracze, gromadzący książki dla samego gromadzenia. Autor Komedii książki wskazuje na różnice między bibliofilem i bibliomanem.

Bibliofil rozchodzi się z bibliomanem podczas czytania. Docenia rzadkość tej czy innej książki, ale przede wszystkim przyciąga go ich zawartość. Biblioman z krwi i kości, jak to jeszcze zobaczymy, nawet nie zagląda do książek. Dla niego ważne jest samo zbieranie, sama domagająca się zaspokojenia namiętność kolekcjonerska. Właściwie wszystko mu jedno, co gromadzi...(s.59)

Książka pełna jest bibliofilskich anegdot, które autor przytacza z uśmiechem. Wyłuskuje z czeluści historii, obfitującej w miłośników literatury, absurdalne przykłady ludzi, pragnących np. pochówku z ulubionymi książkami, mężczyzn kupujących kolejne domy, by pomieścić miliony tomów czy osoby, które umarły z głodu, ponieważ ostatnie pieniądze wydały na książki. Opisane przez Istvana Rath - Vegha przypadki uzależnienia śmieszą, ale jednocześnie czytelnik czuje się zaniepokojony takim maniactwem. Fajnie się o tym czyta i opowiada, ale niektórzy bohaterowie wspomniani w Komedii książki zdrowi na umyśle nie byli.

Z książki dowiadujemy się, że tego, który książki pożycza od tego, który je kradnie, dzieli w zasadzie tylko jeden krok (s.95), że znamy dwa rodzaje złodzieja książek. Są tacy, których sprowadza na manowce miłość do książek (...) i ci, którzy kradną ze względu na wartość książki (s.96,97). Wspaniały jest rozdział "Zakochani w książkach" - traktuje nie tylko o bibliofilach i bibliomanach, ale również o relacji między molem książkowym i kobietą (krótka to notatka i tragikomiczna).

Komedia książki to kolejna książka o książkach, której warto poszukać na bibliotecznych półkach.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...